21 października 2009 roku
poloniści, jak co roku, zainaugurowali sezon wyjazdów do teatrów warszawskich przedstawieniem, wystawianym od wielu lat w Teatrze Polskim w Warszawie, Snem nocy letniej Wiliama Szekspira. Choć pogoda nie dopisywała, gdy wyjeżdżaliśmy zaczął padać deszcz ze śniegiem, dotarliśmy do celu wyprawy we wspaniałych nastrojach, które jeszcze bardziej się poprawiły po obejrzeniu brawurowej inscenizacji komedii Szekspira. Potem jeszcze tylko krótki pobyt w jednym centrów handlowych Warszawy (nie tylko strawą duchową wszak człowiek żyje) i powrót do domu, który urozmaicony opowieściami uczniów klasy IV TM o swoich letnich pracach artystyczno - malarskich na budowach stolicy, szybko i beztrosko upłynšł. Dowodem autentycznych wzruszeń i przeżyć, których dostarczyło przedstawienie sztuki najbardziej znanego angielskiego dramaturga niech będzie recenzja jednej z uczestniczek wycieczki - Olgi Majek z I TH. Teatr PolskiSen nocy letniej -pierwszy dzwonek.... wchodzimy na salę, wszyscy szukają swoich miejsc. Siadają. Rozmawiają przyciszonymi głosami, niektórzy bawią się telefonami. Jeszcze nie czuć atmosfery teatru. Drugi dzwonek... Dalej słychać pojedyncze rozmowy, jeszcze po sali kręcą się ludzie chodząc tam i z powrotem. Już za chwile poczujemy się jak w teatrze, jeszcze moment. Trzeci dzwonek... Cisza, telefony wyłączone, ludzie skupieni. Drzwi zostają zamknięte, gaśnie światło. Atmosfera teatru wypełnia całą przestrzeń. Od sceny po ostatnie fotele, od podłogi do sufitu rozpływa się czar. Przedstawienie zaczyna się jak sen, powoli wkrada się w świadomość, by wybuchnąć i wypełnić sobą wszystkich widzów.
Sen nocy letniej Williama Szekspira to komedia, która powstała około
roku 1595 w Anglii. Jest to obecnie najczęściej wystawiana sztuka tego autora. Komedia przedstawia świat wyobraźni, ale nawiązuje też do mitologii. Problematyką utworu jest silna miłość jednak nie dla wszystkich udana. Sztuka opowiada historię zakochanych w sobie Lizandra i Hermii, zakochanego w Hermii także Demetriusza i nieszczęśliwie zakochanej w Demetriuszu Heleny. Są jeszcze dwie dosyć ważne postacie - Oberon i Tyfania, władcy elfów. Ojciec Hermii każe jej poślubić Demetriusza i zakazuje ślubu z Lizandrem. Kochankowie uciekają więc do lasu. Zazdrosny Demetriusz śledzi ich wraz z Heleną, która nie może bez niego żyć. W lesie cała czwórka przeżywa niesamowitą przygodę za sprawą leśnych duszków... zdaję się, że sztuka mówi o nas wszystkich ktoś kocha kogoś przez kogoś nie jest kochany, sam będąc obiektem nieodwzajemnionych szalonych uczuć kogos innego... Sen i jawa, poplątane ścieżki, nieporozumienia, pomyłki, problemy. Jednak wszystkie ścieżki zostają pomyślnie naprawione, powraca ład i porządek, miłość kwitnie.
21 października 2009 sztuka została wystawiona w Teatrze Polskim
w Warszawie. Miałam szczęście być tego świadkiem. Przedstawienie ujęło mnie. Widziałam w życiu kilka dobrych spektaklów, muszę przyznać że ten był jednym z najlepszych. Aktorzy świetnie wczuwali się w swoje role, czuło się, że ta sztuka pochłonęła także ich. Przez całe przedstawienie na widowni wybuchały salwy śmiechu. Były tez momenty wielkiej ciszy i skupienia. Głosy aktorów, teatralne gesty, mimika twarzy, ruchy, wszystko to pozwalało znaleźć się tam gdzieś pośród fabuły, wśród tego snu. Muzyka która płynęła ze sceny, mgła opadająca na podłogę, bańki mydlane, chór chłopięcy, obrotowa scena, ciemność, noc pochłaniały widzów. Fabuła rozkręca się powoli. Na początku jest spokojnie, później akcja nabiera tempa, wielkie "bumm" i w końcu happy end, na który wszyscy czekali. Piękno tego przedstawienia było ujmujące, aż trudno było uwierzyć, że ktoś mógł napisać coś tak pięknego i zabawnego jednocześnie. I tu wielkie ukłony w stronę reżysera Jarosława Kiliana, za odwzorowanie tego na scenie. Przedstawienie wdarło się do mojej głowy i choć niektóre momenty okazały się bardzo ulotne to zapamiętam tą sztukę na długo. Koniec sztuki. Kurtyna opada, muzyka gra, widzowie biją brawo. Kurtyna się podnosi, aktorzy są oklaskiwani, światło zostaje zapalone, kurtyna znów opada, znów się podnosi i tak kilka razy, aż opada ostatni raz. Dla nas to już koniec tej sztuki, budzimy się ze snu, powoli kierujemy się do wyjścia. Wśród widzów słychać ciche rozmowy, czasem śmiechy. Ludzie wspominają śmieszniejsze momenty, omawiają grę aktorów, muzykę, efekty wizualne. Słyszę pytanie: "I jak ci się podobało", odpowiadam: "niezłe". Nie potrafię nic więcej wykrztusić, tego nie da się opisać. Ja jeszcze jestem myślami na scenie. Usta milczą a w głowie przeżywam sztukę jeszcze raz, ostatnie spojrzenie na scenę przez otwarte drzwi, ostatnia myśl i opuszczamy teatr. Ja już tęsknie za tym miejscem.
Wstecz» Strona główna»